Dalej niż zazwyczaj
-
DST
56.70km
-
Czas
03:30
-
VAVG
16.20km/h
-
VMAX
46.10km/h
-
Kalorie 1950kcal
-
Podjazdy
628m
-
Sprzęt Cube Analog 29
-
Aktywność Jazda na rowerze
Tym razem postanowiłem pojechać najdalej jak się da korzystając z wolnego czwartku (Boże Ciało) oraz faktu, że przez ostatnie dni jeździłem tylko po betonowej dżungli dom-praca-dom...
Pewnym minusem było to, że zasnąłem jakoś przed północą a najmłodszy postanowił zażądać mleczka o 3.45 więc snu za dużo nie było, ale za to tuż po karmieniu i ubraniu się w rowerowe ciuchy mogłem ruszać. A była to godzina 4.34...
Mając po dziurki w nosie miasta jak najszybciej chcę dostać do lasu więc prędko, pustymi ulicami kieruję się do lasów otomińskich. Srogo się zdziwiłem, bowiem to lasy otomińskie wybiegły mi na spotkanie - na ulicy Stężyckiej, zanim jeszcze dojechałem do lasu, spotykam dwie sarny wylegujące się na trawie, stado dzików buszujących w krzakach i wiewiórkę! świtem miasto i przyroda się przenikają.
W końcu docieram na początku szlaku i ruszam znanymi mi leśnymi ścieżkami. Po drodze spotykam sporo zwierzaków - głównie zające i lisy przemykające po ścieżkach zdziwione spotkaniem człowieka o tak nieludzkiej porze. Na chwilę zatrzymuję się przy Czarnym Stawie posłuchać niesamowitego koncertu żab i ruszam dalej w stronę Bąkowa. Szybki objazd rezerwatu Bursztynowa Góra i wita mnie uśpione Bąkowo .
Za Bąkowem przyszedł czas na mniej znane mi tereny.
Wjeżdżam w Obszar Chronionego Krajobrazu doliny Raduni i zaczynam objazd jeziora Straszyńskiego. Przy zjeździe do elektrowni wodnej Straszyn spotykam zaspanego jeża i przeskakuję mostkiem nad Radunią. Mimo wczesnej pory otwarte pola sprawiają, że gorąc zaczyna dokuczać. Na szczęście szybko wpadam w gęste lasy, gdzie mimo upałów jest chłodniej a nawierzchnia potrafi zaskoczyć solidnym błotem (niestety)... Lasami jadę do Pręgówka i asfaltami do Pręgowa.
Za Pręgowem wpadam w zdziczały las, w którym roi się od oczek wodnych i torfowisk. A to oznacza mnóstwo żądnych krwi komarów! Pech chciał, że zaczął tam się potworny podjazd a poczułem, że odcina mi energię - ale jak tu się zatrzymać na odpoczynek skoro te małe potwory atakują jak oszalałe?!
Ciężko dysząc docieram do drogi gminnej, gdzie solidnie grzeje i nie ma komarów - a to oznacza czas na batona energetycznego i picie. Ostatni moment bo energia i morale spadło poniżej bezpiecznego poziomu.
Gdy odzyskałem energię ruszam dalej w las. Teraz zaczyna mi się on podobać, bo widzę coś więcej niż pot na oczach ;) oczka wodne w środku lasu są urokliwe i bardzo klimatyczne.
Trasa wiedzie wzdłuż strugi Reknicy, w środku lasu gdzie dookoła jest bardzo dziko. Początkowy plan by przeskoczyć Reknicę mostkiem do Czapielska a dalej do Łapina bierze w łeb bo... mostek był tylko na mapie :/ jakoś nie chce mi się moczyć nóg w potoku więc jadę dalej do Marszewskiej Góry. Tam obok ulicy Żurawi Trakt spotykam dwa żurawie (mieli nosa z tą nazwą) i bardzo dziurawą i bardzo stromą drogą gminną kieruję się w stronę Kolbud. Robi się coraz cieplej i coraz więcej ludzi pojawia się w okolicy - w końcu jest tuż przed 8 rano więc normalni ludzie się budzą ;) Skończyło mi się picie, jedzenie i zaczynam opadać z sił, bo mało spałem i nic poza batonem nie jadłem więc szybka decyzja - jak najprostszą drogą do domu bo umrę. Na szczęście od Kolbud do Gdańska prowadzi ładna ścieżka rowerowa, którą dojeżdżam do domu by odpocząć i wypić poranną kawę na balkonie. Prawie 57 km za mną w mocno pofałdowanym terenie a dzień się dopiero zaczyna. Jest dobrze :)
Pola wzdłuż ul. Stężyckiej
Niespotykany widok - prawie pusta obwodnica Trójmiasta
Początek szlaku
Czarny staw
Jeż w drodze do elektrowni Straszyn
Pola nad jeziorem Straszyńskim
Trasa się robi nieco błotnista
Oczka wodne z chmarą komarów
Żurawie obok Żurawiego Traktu
Ułatwiony powrót drogą rowerową
Profil trasy - nieco za dużo pod górę ;)