seawolf688 prowadzi tutaj blog rowerowy

Seawolf688 wycieczkowo-krajoznawczo

Wpisy archiwalne w miesiącu

Lipiec, 2018

Dystans całkowity:161.74 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:11:04
Średnia prędkość:14.62 km/h
Maksymalna prędkość:53.30 km/h
Suma podjazdów:648 m
Suma kalorii:1437 kcal
Liczba aktywności:4
Średnio na aktywność:40.43 km i 2h 46m
Więcej statystyk

Wycieczka na południe od Mrągowa z żurawiami w tle

  • DST 31.86km
  • Czas 02:07
  • VAVG 15.05km/h
  • VMAX 40.70km/h
  • Kalorie 674kcal
  • Podjazdy 339m
  • Sprzęt Cube Analog 29
  • Aktywność Jazda na rowerze
Piątek, 27 lipca 2018 | dodano: 24.08.2018

Tym razem ruszyłem moją klasyczną mrągowską trasą prowadzącą na południe.
O 6 rano skierowałem się w stronę jeziora Czos by ścieżką rowerową dotrzeć do osiedla Grunwaldzkiego. Tam pustymi ulicami dojechałem do szutrowej drogi w okolicach ogródków działkowych. Szybko przemknąłem koło jeziorka Sutapie Małe i południowym, krótkim brzegiem Czosu znalazłem się za wiaduktem nad drogą prowadzącą na Górę Czterech Wiatrów, gdzie kilka dni wcześniej odbywały się Mistrzostwa Polski w kolarstwie górskim.
Skręciłem w polne drogi, gdzie czekał mnie dość męczący podjazd, który jednak wynagrodził mnie bardzo urokliwym widokiem na mrągowskie pagórki.
Szutrowa droga ciągnęła się wśród pól a dookoła słychać było pokrzykiwania żurawi. Na łące tuż przed drogą krajową nr 16 zobaczyłem wolno przechadzające się żurawie, które grzecznie poczekały aż wyciągnę telefon. Oczywiście gdy uruchomiłem aparat żurawie stwierdziły, że wystarczy pozowania i odleciały. Z sielankowego zdjęcia żurawi na łące o poranku nici :/
Szybko ruszyłem dalej i za krótkim kawałkiem asfaltówki skręciłem na pola jadąc w kierunku Wierzbowa. Po drodze spłoszyłem dwa zające i jakieś rude wiewiórkowate zwierzę, które dało drapaka zanim mogłem mu się przyjrzeć.
Wyboistym zjazdem pomknąłem do Wierzbowa by za sekundę mozolnie wdrapywać się tak samo wyboistym podjazdem prowadzącym do szutrowej, dziurawej drogi z pięknym widokiem na jezioro Wągiel.
Szybko przejechałem drogą wśród łąk a następnie wpadłem do lasu. Minąłem stadninę koni Żabieniec i lasem dojechałem do Jakubowa.
Spokojnymi asfaltami bez żadnego samochodu, ale za to z pięknymi widokami dotarłem do wsi Probark ciągle widząc i słysząc żurawie. Stamtąd dojechałem do wsi Nowy Probark by szybko skręcić z asfaltu na piaskowe dróżki ciągnące się wśród pól i jeziora Juksty. Kolejny raz spotkałem żurawie, które ponownie wywinęły mi ten sam numer i odleciały jak tylko wyjąłem telefon...
We wsi Czerwonki skręciłem w polną drogę prowadzącą do Tyminkowo, gdzie radośnie bzyczały pszczoły z pobliskiej pasieki.
Kierując się już ku mecie wycieczki nie mogłem sobie odmówić świetnego zjazdu lasem do jeziora Czos gdzie można trochę się wyszaleć na pełnej prędkości :) następnie brzegiem jeziora i ścieżką rowerową dojechałem do domu wypić kawę na tarasie.
PS. Po drodze widziałem łącznie 14 żurawi (chyba, że to ciągle były te same dwa osobniki tylko przelatywały z miejsca na miejsce po mojej trasie...) i żaden, ale to żaden nie dał się sfotografować ;P
PPS. Następnego dnia dokładnie tą samą trasę zrobiłem ze swoim przyjacielem Piotrkiem, ale wtedy żurawie też nie chciały pozować.


Jezioro Czos o poranku


Pagórki za Mrągowem


Końcówka podjazdu


Pierwsza próba uchwycenia żurawi skończyła się tak...


Z zającami poszło niewiele lepiej


Zjazd do Wierzbowa


Tam też były żurawie...


Urokliwe pola


W oddali Probark


Małe bagienko wśród pól


Kojące bzyczenie pszczół


Koniec flowtraila ;) nad Czosem


-BONUS-
A co do wspomnianych Mistrzostw Polski w kolarstwie górskim - w kategorii kobiet elita wygrała Maja Włoszczowska i miałem to szczęście przybić z Nią piątkę jak wjeżdżała na metę :) YEAH!!





Urlopowo dookoła rezerwatu Gązwa

  • DST 39.69km
  • Czas 02:35
  • VAVG 15.36km/h
  • VMAX 53.30km/h
  • Kalorie 763kcal
  • Podjazdy 309m
  • Sprzęt Cube Analog 29
  • Aktywność Jazda na rowerze
Niedziela, 22 lipca 2018 | dodano: 24.08.2018
Uczestnicy

W końcu przyszedł czas urlopu i możliwości pokręcenia się w nowych okolicznościach przyrody.
Na pierwszy ogień poszły okolice mojego rodzinnego Mrągowa.
Klasycznie z samego rana ruszyłem z tatą jego ulubioną trasą dookoła torfowiskowego rezerwatu przyrody Gązwa.
O godzinie 6.00 wskoczyliśmy na rowery i ul. Laskową, Młynową i Wolności szybko przemknęliśmy w stronę jeziora Sołtyskiego. Tam skręciliśmy w szutrowo - kamienistą drogę prowadzącą w stronę obwodnicy Mrągowa. Tuż za obwodnicą zaczęło się to co najfajniejsze czyli szutrowe ścieżki wśród pól i lasów. Dojechaliśmy do osady Lasowiec, gdzie skręciliśmy na północ jadąc wzdłuż brzegu jeziora Średniego. Lekko skręciliśmy na zachód i po kilku chwilach byliśmy już przy rezerwacie. Po drodze mijaliśmy podmokłe tereny powoli wjeżdżając na górkę, na której leniwie pasły się krowy i skrzeczały żurawie. Na szczycie przystanęliśmy na chwilę obserwując jak dwa zające z prędkością pocisku uciekają przed lisem. Lis nie miał szans i musiał obyć się smakiem, a gdy nas zauważył strategicznie wycofał się szukać śniadania gdzie indziej ;)
Ruszyliśmy dalej i we wsi Gązwa ostro skręciliśmy w dojazd pożarowy nr 16, który wił się pięknym lasem aż do wsi Stama. Tam asfaltem o zerowym natężeniu ruchu dojechaliśmy do Młynika, gdzie zatrzymaliśmy się na odpoczynek na moście podziwiając jezioro Gielądzkie. Po zjedzeniu batoników i kilku łyków izotonika ruszyliśmy w stronę Sorkwit by kilka kilometrów przed nimi ponownie skręcić w stronę rezerwatu dojazdem pożarowym nr 20. Czekała nas mała wspinaczka, na szczęście deszcze zrobiły swoje i utwardziły nawierzchnię, która zazwyczaj jest mocno piaszczysta i wyciskająca siódme poty. Tym razem potu było mniej i przepiękną ścieżką ciągnącą się w lesie dojechaliśmy do Bagienic Małych i odbiliśmy na północ.
Gdy zamknęliśmy pętlę dookoła rezerwatu ponownie - tylko jadąc w drugą stronę - dotarliśmy do Lasowca i obwodnicy Mrągowa. Było nam jeszcze mało więc korzystając z wczesnej pory i pustych ulic przejechaliśmy przez Mrągowo osiedlami Mazurskim i Brzozowym aż do przejazdu kolejowego. Tam ul. Lubelską i Przemysłową dotarliśmy do szutrowej ul. Słonecznej prowadzącej nad wiaduktem kolejowym.
Zjechaliśmy w stronę ul. Wojska Polskiego by przez osiedle Grunwaldzkie znaleźć się nad jeziorem Czos.
Ścieżką rowerową prowadzącą brzegiem jeziora dotarliśmy do domu w samą porę na poranną kawę i śniadanie, które po takiej przejażdżce smakowało wyśmienicie.


Czas ruszać!


W pędzie o poranku


Początek rezerwatu


Chwila na podziwianie widoków


Podjazd wśród pól


Ta mała czarna kropka lekko w lewo od środka zdjęcia to wycofujący się lis


Tablice informacyjno-edukacyjne


Chwila odpoczynku nad wodą


I dalej w stronę słońca


W okolicach Bagienic Małych


Malownicze bagienko


Czas wracać


Na wiadukcie



Czas poznać nowe tereny - od Osowej na zachód

  • DST 46.30km
  • Czas 03:17
  • VAVG 14.10km/h
  • Sprzęt Cube Analog 29
  • Aktywność Jazda na rowerze
Niedziela, 15 lipca 2018 | dodano: 17.07.2018

Tym razem z Rafałem postanowiliśmy pojechać w nieco inne niż zazwyczaj miejsce startując z Gdańska Osowej na zachód.
Opracowałem trasę, budzik ustawiłem na 4.40 więc czekał mnie tylko krótki sen i w drogę.
Rano zapakowaliśmy rowery na samochód i podjechaliśmy na parking przy PKP Gdańsk Osowa. Szybko dotarliśmy na miejsce, odpaliłem nawigację rowerową i.... okazało się, że zapomniałem wgrać trasy. No cóż - trzeba improwizować. Ruszyliśmy.
Asfaltową drogą dojechaliśmy do ul. Sobiesława, która prowadziła przez las do Zakładu Górniczego Borowiec. Tam skręciliśmy na południe wzdłuż zbiornika wodnego i dojechaliśmy do wsi Borowiec. Stamtąd łatwą i równą drogą wiodącą wśród pól obsianych zbożem dojechaliśmy do Tuchoma a następnie do Tuchomka.
Skręciliśmy na północ i przez lasek dojechaliśmy do ul. Jeziornej prowadzącej nad jeziorem Tuchomskim. Dojechaliśmy do wioski Warzno gdzie czekał nas pierwszy poważniejszy podjazd, za którym skręciliśmy w stronę wioski Rębiska. Tam otrzymaliśmy nagrodę w postaci długiego, szybkiego zjazdu. Ale jak to się szybko okazało za ten piękny zjazd przyszło zapłacić wysoką cenę....
Droga o nazwie Warzeńska Huta okazała się ginącą wśród krzewów i traw wąską, kamienistą ścieżką. Bardzo urokliwą, gdyż położoną w głębi dolinki otoczonej lasami - można było poczuć się jak w prawdziwych górach! i tu pojawił się on - morderczy podjazd do wsi Popowce. Ale co to był za podjazd! Wąska, kamienisto-piaszczysta ścieżynka o strasznym nachyleniu (wg stravy nachylenie to 15%) potwornie nas wymęczyła ale daliśmy radę i lepiej bądź gorzej się na nią wdrapaliśmy. 
W Popowcach stanęliśmy na chwilę przy żwirowni by złapać nieco tchu przed dalszą drogą. Gdy ruszyliśmy dalej czekał nas kolejny stromy, acz krótki podjazd. Szybko podjechałem ale Rafała coś długo nie było widać. Gdy w końcu wyłonił się zza zakrętu prowadząc rower zadał jedno konkretne pytanie: Masz spinkę do łańcucha? Nie miałem...
Jak się okazało na podjeździe Rafał docisnął tyle watów w pedały, że łańcuch nie wytrzymał - jest moc ;P 
Co prawda spinki nie miałem, ale w plecaku woziłem multitool (podarowany przez znajomego - dzięki Marek!), w którym był między innymi skuwacz do łańcucha. Obawiałem się, że ten skuwacz jest tylko dla bajeru i będziemy walczyć z godzinę by jakoś skuć łańcuch ale okazało się, że to naprawdę bardzo dobry sprzęt (SKS Tom18 - polecam!) i cała operacja trwała maksymalnie 5 minut! Nieco zaskoczony łatwością z jaką to się udało spakowałem plecak i ruszyliśmy dalej. 
Szybkim zjazdem dojechaliśmy do Czeczewa i dalej do wioski Kawle Górne. Dalej jadąc lekko z górki dotarliśmy do Kczewa, gdzie znów czekał na nas podjazd i znowu poczuliśmy się jak w górach - zarośnięte lasem zbocza, piękne łąki a na łąkach pasące się w promieniach porannego słońca owce. Dużo owiec! bardzo klimatyczne okoliczności przyrody uprzyjemniły nieco wdrapywanie się. 
Tu pojawił się kolejny problem w rowerze Rafała - siodełko mocowane na jakąś dużą nakrętkę poluzowało się i ustawiało się jak chciało :) raz na sztorc raz skierowane w dół - bez żadnej kontroli. Z tego co mówił Rafał nie było to szczególnie przyjemne i potwornie utrudniało jazdę ;) argumentowanie, że to najnowsza technika - automatycznie ustawiające się siodełko do nachylenia terenu - niewiele pomogło... 
Gdy już się wdrapaliśmy prostą drogą dojechaliśmy do Małkowa a dalej ruszyliśmy szutrową drogą w stronę Miszewa by piaszczystą ul. Kartuską dojechać do jeziora Kczewskiego, które wg planu wycieczki mieliśmy objechać. Tereny nad jeziorem były błotniste, podmokłe i bardzo zarośnięte przez co musieliśmy uważać na niespodzianki w postaci dołków, uskoków i innych zagłębień terenu ale urokliwość i surowość trasy dawała sporą satysfakcję. Gdy objechaliśmy jezioro znowu znaleźliśmy się w Kczewie i wyłożoną kostką brukową ulicą dojechaliśmy do Tokar. Z Tokar szybko przemknęliśmy do Warzenka by objechać jezioro Tuchomskie (na którym odbywały się jakieś zawody wędkarskie), tym razem od południowej strony. 
Szutrami ponownie dotarliśmy do Tuchomki i tą samą trasą co dwie godziny wcześniej, tylko w drugą stronę dotarliśmy do wsi Borowiec i dalej do parkingu przy PKP Gdańsk Osowa.
Kropką nad "i" dzisiejszych awarii roweru Rafała okazała się tylna opona, która pękła na boku i dętka radośnie zerkała na świat przez dziurę ;) na szczęście mimo tego udało się dojechać do celu!
Bardzo fajna, niezbyt męcząca trasa za nami, z małymi przygodami i pięknymi widokami. Takie poranki lubię.


Jezioro Wysockie o świcie


Za Borowcem


Człowiek i jego maszyna ;) 


Pola przed Tuchomem


Jezioro Tuchomskie


Ścieżki za Warznem


Dla takich widoków warto wstać wcześnie


Prawie Bieszczady


Żwirownia


Owce o poranku


Tuż pod Miszewem


Ulica Kartuska


Błotniste drogi nad jeziorem Kczewskim


Jezioro Kczewskie


Sielskie widoki we wsi Kczewo


Ostatnia prosta do domu



Niedzielna mordęga na własne życzenie

  • DST 43.89km
  • Czas 03:05
  • VAVG 14.23km/h
  • Sprzęt Cube Analog 29
  • Aktywność Jazda na rowerze
Niedziela, 8 lipca 2018 | dodano: 16.07.2018

I znowu ruszamy z Rafałem w niedzielną, poranną rundę! 
Pełni zapału o 5 rano wskakujemy na rowery i kierujemy się na Otomin. Asfaltami szybko docieramy nad jezioro Otomińskie i wskakujemy na szutrowo-leśne ścieżki. Leniwie przebijamy się pod wredną górkę gdzie czeka nas nagroda w postaci szybkiego  zjazdu. Zagłębiamy się w lasy otomińskie, które witają nas na przemian przyjemnymi ubitymi drogami i piaskownicą potwornie utrudniającą jazdę. Ale dzielnie przemy przed siebie. 
Docieramy do nieco przerażającego, stromego, kamienistego, ciemnego, krętego, zarośniętego... ogólnie lekko strasznego zjazdu wąwozem do Raduni, gdzie czeka nas przeprawa przez urokliwy mostek. Jedziemy lasem wzdłuż torów brukowaną drogą, którą docieramy do śpiącego Łapina. Tam asfaltami szybko przemykamy do Kolbud, w których tylko chwilę gościmy. Ulicą Leśną wkraczamy w zarośnięty, gęsty, ciemny las, w którym malowniczo wije się Radunia. 
Przeskakujemy przez kolejny most nad Radunią i jedziemy w stromę Pręgówka. Dalej jedziemy szutrami do Bielkówka.
Ponownie jedziemy wzdłuż malowniczych pól ciągnących się równolegle do Raduni. 
Na horyzoncie widzimy jezioro Straszyńskie i polno - leśnymi ścieżkami nad jego brzegiem docieramy do kolejnego mostu. 
Następny przystanek to Prędzeszyn, gdzie chwilę poświęcamy nad kamieniem pamięci.
Dalsza droga prowadzi do Kuźnic, gdzie polbrukową ścieżką jedziemy do Juszkowa. Z Juszkowa wyjeżdżamy pod trasą S6 na pola, którymi docieramy do Pruszcza Gdańskiego. 
Teraz już prosta i łatwa droga do Gdańska prowadząca nad kanałem Raduni. 
Gdy przejeżdżamy pod obwodnicą południową Gdańska skręcamy ostro w lewo, gdzie czeka nas potworny podjazd ulicą Borkowską. W nagrodę za wysiłek czeka nas... kolejny podjazd. Ledwo zipiąc dojeżdżamy do Borkowa, gdzie jeszcze raz skręcamy na polne ścieżki by przemknąć do Kowal.
Teraz już tylko szybka jazda asfaltami do domu i w pełni zasłużony odpoczynek na ławce.


Jezioro Otomińskie o poranku


Brzegiem jeziora


Pierwszy z wykańczających podjazdów


Przez lasy


Radunia na dnie wąwozu


Pierwszy z mostów


Droga do Łapina


Most za Kolbudami


Rozlewająca się Radunia


Pola nad jeziorem Straszyńskim


Cały pot idzie w piach ;) 


Urokliwa Radunia w Juszkowie


Wzdłuż obwodnicy południowej


Ostatnie szutry przed domem